title.png

Legendy

Legenda o obrazie z brodnickiej fary


Jest w naszym mieście budowla, która od setek lat skupia na sobie wiele serdecznych uczuć pokoleń brodnickich mieszczan. I nic w tym dziwnego! Przecież większość z nich tu właśnie zaczynało i kończyło swoje katolickie życie, tu zostawiali swoje nadzieje, troski, prośby, błagania, słowa podzięki czy uwielbienia dla Najwyższego. Tu przez krótkie chwile modlitewnej ekstazy pozostawiali świat realny daleko za sobą.

Brodnicka fara

Tu troskliwi rodzice przynieśli malutkie dziecko, aby przez chrzest mogło zacząć swoje życie z Bogiem. Pamiętasz? Przy tym ołtarzu przyjąłeś pierwszy raz komunię świętą, tamten klęcznik ścisnęły kolana nowożeńców. Tu kiedyś – może zresztą już niedługo odprowadzą nas przyjaciele na ostatnią naszą mszę...

Wysoko na nad głową gotycki strop, a przestrzeń między nim a tobą wypełniona aurą, w której więcej uczucia niż powietrza. Modlitwą przesiąknięta niemal każda cegła.

Świątynia. Stoi fara, niemy świadek burzliwej historii miasta. Tkwi w jego sercu (a może nim jest?) dostojna, od wieków wciąż taka sama, spokojna, niezmienna jak nasza wiara.

W północnej, dolnej części brodnickiej fary, obok zamurowanego okna ostrołukowego, po lewej stronie od głównego wejścia znajduje się płycina o kształcie elipsy, a w niej ledwo dziś widoczne resztki malowidła z tronującą Matką Boską z Dzieciątkiem.

Nie wiadomo kto był autorem tego malowidła ani kiedy dokładnie powstało. Przypuszcza się, że nieznany artysta namalował ów fresk około połowy XIV wieku, a więc jest tak stary jak sama świątynia. Najprawdopodobniej powstanie obrazu ujęto w planie architektonicznym lub później wykonano w trakcie budowy kościoła, bo po cóż zostawiono by na zewnętrznej ścianie ową elipsowatą płycizną w profilowanym obramieniu i starano się zabezpieczyć ją daszkiem (po których to staraniach pozostał trójkątny zarys na murze?)

Z jakichś powodów fundatorzy kościoła chcieli, aby to szczególne dzieło malarskie stało się jego nieodłączną częścią. W ówczesnym czasie freski dość rzadko umieszczano na zewnętrznych, elewacyjnych ścianach budowli sakralnych. Mury kościołów starano się upiększać finezyjnymi nieraz układami cegieł tworzących gzymsy albo ozdobnymi, strzelistymi zwieńczeniami szczytów, blanków czy też poprzez tworzenie wzorów geometrycznych z cegły zendrówki. Dlatego też obraz brodnickiej fary musiał mieć dość wyjątkową inspirację. Prawdopodobnie był czymś więcej, niż tylko architektoniczną ozdobą.

Jaka myśl towarzyszyła umieszczeniu wizerunku Matki Boskiej na zewnątrz świątyni? Dlaczego umieszczono go właśnie w tym miejscu, a nie na przykład nad głównym wejściem, gdzie mógł być doskonale widoczny?

Właśnie w trakcie takich rozważań przypomniała mi się pewna historia, którą usłyszałem przed wieloma laty z ust mojego ojca. Pewnego dnia postawił mnie naprzeciw wspomnianej płycizny i zapytał, co widzę. Pamiętam, że spojrzałem wówczas we wskazanym kierunku, ale oprócz płatów sfatygowanego tynku w ceglanej obwódce nic szczególnego nie dostrzegłem. Ojciec uniósł mnie nieco i kazał przyjrzeć się jeszcze raz, uważnie... Doznałem olśnienia. Na owych postrzępionych płatach tynku ukazał się moim oczom kontur, a potem malowana ongiś żywymi kolorami postać Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Zamarłem z wrażenia.

Dziś jeszcze, gdy patrzę na to miejsce, ogarnia mnie dziwny dreszcz i lekkie wzruszenie, choć przecież legenda obrazu jest dość zwyczajna w treści. Ot, takie sobie bajanie.

Dawno, dawno temu, gdy nie było tu jeszcze zamku ani miasta, dotarł nad Drwęcę pobożny mnich w towarzystwie jakiegoś znacznego rycerza krzyżackiego. Znaleźli gościnę w drewnianej warowni „na Michałowie”, która w ówczesnych czasach często musiała stawiać czoło zbójeckim napadom pogańskich Prusów. Tej nocy, gdy podróżni właśnie mieli udać się na spoczynek, silniejszy niż zwykle oddział pogan wpadł do gródka. W krótkim czasie napastnicy zdobyli umocnienia, a obrońców niemal wycięli do nogi.

Wśród kilku prawie cudem ocalonych znaleźli się mnich i ów Krzyżak. Obaj postanowili to niezwykłe szczęśliwe ocalenie upamiętnić, a zatem ,gdy kilka lat później, na prawym brzegu Drwęcy przystąpiono do budowy kościoła pod wezwaniem św. Katarzyny, mnich, który był jednym z fundatorów, nakazał umieszczenie na zewnętrznej ścianie świątyni, po lewej stronie od głównego wejścia, fresku przedstawiającego Tronującą Matkę Boską z Dzieciątkiem jako wotum za szczęśliwe wyratowanie z opresji.

Krzyżak, gdy tylko został dowódcą rycerskiej załogi brodnickiej twierdzy, wprowadził zwyczaj, że każdy rycerz wyruszający na wyprawę przeciwko poganom, podjeżdżał na koniu do obrazu Matki Boskiej i dotykał go mieczem, niejako poświęcając oręż. Zdarzało się nieraz, że przez nieuwagę, wzruszenie czy zbytni pośpiech ostrze miecza zarysowało farbę na fresku. Wyraźne ślady takiego postępowania możemy oglądać do dziś, o czym łatwo naocznie się przekonać.